Kierowca tira podejrzany o spowodowanie karambolu na drodze S7 w Borkowie koło Gdańska, w którym zginęła czwórka dzieci, wyszedł na wolność. Musiał wpłacić

Odcinkowe pomiary prędkości okazały się tak skuteczne, że powstaje ich coraz więcej. Stawiane są już nie tylko na lokalnych drogach, ale także trasach szybkiego

Policyjny radiowóz, którym jechało czterech funkcjonariuszy z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, stanął w płomieniach na drodze ekspresowej S7. Nie udało się go ugasić, spłonął doszczętnie. Policjantom

Wydarzenie, które mogło zakończyć się tragicznie, miało miejsce na drodze ekspresowej S7. 42-letni obywatel Ukrainy postanowił pokonać trasę z Grójca do

Sąd Okręgowy w Gdańsku utrzymał w mocy decyzję sądu pierwszej instancji, że podejrzany o spowodowanie katastrofy drogowej na S7 w Borkowie k. Gdańska będzie pod dozorem policyjnym i siedem razy w tygodniu musi stawiać się we właściwej jednostce policji. Dodatkowo ma wpłacić 100 tys. zł poręczenia majątkowego.

Nie milknął echa tragedii na S7. Mateusz M., kierowca tira podejrzany o spowodowanie tragicznego karambolu, po raz pierwszy publicznie zabrał głos na temat tego, co się stało. Gdybym mógł cofnąć czas, to zrobiłbym cokolwiek innego wyznał Mateusz M.

Nowe informacje na temat katastrofy na drodze S7 koło Gdańska, w której zginęło czworo dzieci, a 15 osób zostało rannych, są naprawdę zdumiewające. Jak donosi

Prokuratura złożyła zażalenie w sprawie podejrzanego o spowodowanie karambolu na S7. Chodzi o 37-letniego Mateusza M., który decyzją sądu nie trafił do aresztu. Powołany został biegły do zbadania stanu technicznego ciężarówki i sprawdzono drugi telefon podejrzanego.

Prokuratura złożyła zażalenie na decyzję sądu o niearesztowaniu podejrzanego o spowodowanie katastrofy drogowej na S7 - przekazał w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Prok. Mariusz Duszyński

Śledczy wrócą na miejsce tragicznego wypadku, w którym zginęło w piątek czworo dzieci. - Prokurator chce wiedzieć, czy kierowca mógł nie widzieć stojących